poniedziałek, 30 września 2013

A teraz trochę faktów

Miesiąc po porodzie (marzec) waga 106 kg

24 czerwiec zaczęłam poważnie myśleć o odchudzaniu.
waga 103 kg, zawartość tkanki tłuszczowej 36,6%
pas 101 cm
biodra 116 cm
pupa w najszerszym miejscu 118 cm

Aktualnie 29 wrzesień
waga 95,1
zawartość tkanki tłuszczowe 33,2 %
talia 97 cm
biodra 111 cm
pupa 113 cm
klatka piersiowa 110 cm
pod biustem 101 cm
udo 6,5 cm
łydka 42 cm
biceps 34 cm
przedramię 28 cm
nadgarstek 17 cm

czwartek, 26 września 2013

Co robię by zmniejszyć ilość "kochanego ciała"?

1. Staram się jeść pięć posiłków w regularnych odstępach co 2,5 godziny
2. Zmniejszyłam ilość na talerzu
3. Staram się nie jeść późnym wieczorem. ( Niestety głód działa jak hipnoza i czasami "nawet nie wiem jak i kiedy" otwieram lodówkę i....
4. Staram się pić dużo ( ok. 2 litry) wody. Też nie zawsze się udaje. Bez najmniejszego problemu funkcjonuję na max 1 litrze.
5. Staram się unikać słodyczy.... :)
6. Jem dużo warzyw - ale tago akurat nie musiałam zmieniać.

Przyczyny mojej otyłości

Mogłabym zwalić całą winę na dwie ciąże, ale to kompletna bzdura. W pierwszej ciąży przytyłam 11 kg, bilans ostateczny po porodzie wyniósł +4,5 kg. W drugiej przytyłam 7 kg, bilans po porodzie -4 kg.

Winę za wszystko ponoszą:
- nieregularne posiłki (rzadkie i spore)
- późne obiady
- podjadanie wieczorne
- fast-foody (przed pierwszą ciążą i jakiś czas po niej dużo jeździłam samochodem zawodowo. Wtedy McDonald's i KFC na stacjach benzynowych były częstym miejscem odwiedzanym przeze mnie)
- słodycze, a zwłaszcza czekolada - to to co tygrysy lubią najbardziej. Zwłaszcza tej ostatniej nie potrafię się oprzeć.
- no i  na koniec siedzący tryb życia. Chodzić i spacerować mogę dużo - zresztą teraz mam ku temu okazję i chodzę z młodszą córeczką dużo, ale nienawidzę ćwiczyć.

Troszkę o mnie

Mam 37 lat. Jestem matką 2 wspaniałych córeczek - 6-letniej i 7-miesięcznej. Tak naprawdę nigdy nie byłam szczególnie szczególnie szczupła i wiotka. Jako dziecko otyła, jako nastolatka - mocnej budowy. Ale nawet wtedy nosiłam rozmiar między 38 a 40. Jakoś nigdy specjalnie mi nie przeszkadzało troszkę sadełka to tu, to tam. W miarę upływu lat tego sadełka było coraz więcej. Więc kupowałam większe ubrania. A ponieważ zawsze preferowałam styl ubierania sportowy, to nie miałam większych problemów z kupowaniem dużych workowatych, niekoniecznie ładnych ubrań. I wiecie co się stało? Dojrzałam do tego by być kobietą. Spojrzałam krytycznie w lustro i do szafy.... i wcale nie spodobało mi się to co zobaczyłam. W lustrze patrzył na mnie kaszalot :( Okazało się, że w szafie mam bardzo niewiele ładnych (?) ciuchów, a te co mam w większości są ciasne. Poszłam do sklepu i załamałam ręce. Ciuchy w dużych rozmiarach to albo wielkie wory, a jak już udało się znaleźć coś ładniejszego, to okazywało się, że wcale się to ładnie na mnie nie prezentowało. Więc .....  postanowiłam coś z tym zrobić. Od tamtego czasu minęły 3 miesiące. Jestem "mniejsza" o 10 kg. Dużo? Czy mało? Nie wiem. Jedni powiedzą w sam raz, inni mało. Ja i tak jestem z siebie dumna, że tyle już osiągnęłam. Ale przede mną jeszcze bardzo długa droga. Jak na razie waga stoi jak zaczarowana. Ostatnio gdzieś przeczytałam, że jeśli powiemy wielu osobom że się odchudzamy to jesteśmy bardziej zmotywowani do działania. Więc informuję wszystkich wszem i wobec: chcę schudnąć!!!
Mam nadzieję, że dobrym słowem, a czasami też tupnięciem mnie zmotywujecie i  razem, przy waszej pomocy osiągnę ten cel. Więc do dzieła!!!